Strona Główna    |   Zdrowie psychiczne   |   Zdrowie fizyczne   |   Religia i duchowość   |   medytacja Zen   

|   Qi Gong   |  Dzogczen   |   Tantra   |   Seksualność   |

Kursy  Konsultacje  Uzdrawianie Qi  Glosariusz  Biblioteka  Linki - Katalog Stron  Kontakt 

 

Willigis Jäger OSB
Fala jest morzem. Rozmowy o mistyce

tłm. Z. Mazurczak, Wydawnictwo: Jacek Santorski & Co, 2001, s. 175.

 



 

Willis Jager jest chrześcijańskim zakonnikiem, który jednocześnie został mistrzem Zen. Jego Książka "Fala jest morzem, rozmowy o mistyce" zainspirowała wiele osób na całym świecie do pogłębionego i bardziej autentycznego doświadczania duchowości. Poniżej znajduje się dodatek napisany prze mistrza Jagera do tej książki po pewnym czasie, pod wpływem konfliktów religijnych i zamachów terrorystycznych.

Aneks: 11 września 2001

 

Duchowość – odpowiedź na wojnę i terror

 

Wciąż jeszcze jesteśmy w szoku po zamachu terrorystycznym 11 września. Wciąż jeszcze szukamy odpowiedzi i właściwej reakcji na wojnę, na niedolę uchodźców, na gwałt i mord. Czy istnieje jakaś odpowiedź? Jest odpowiedź, ale nie pochodzi ona z polityki, ale z głębi naszego serca, które może być jaskinią zbójców albo ostoją pokoju i miłości.

 

Chciałbym odwołać się do tego, co w takiej sytuacji radził Jezus. On sam żył w czasach, gdy Rzymianie okupowali Izrael. Szerzył się terror. Imię jednego z terrorystów znamy: Barabasz. Jezus nie poszedł w jego ślady. Co więcej, gdy obaj zostali pojmani, został za niego wymieniony i umarł zamiast niego. Gdy Barabasz prowadził swoje powstanie, Jezus głosił:

 

Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli zabiera ci płaszcz, nie broń mu i szaty. Dawaj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. (Łk 6, 27 nn.)

 

To jest fałszywy idealizm, powiada zdrowy rozsądek. Pomyślcie tylko o obozach koncentracyjnych, o łagrach, o Bośni, o Czeczenii, o Afganistanie, o terrorze w USA, o terrorze na całym naszym świecie. Na głoszonej przez Jezusa etyce nie da się oprzeć porządku społecznego. Źli będą to wykorzystywać. Będą dominować. Takie państwo nie będzie funkcjonować.

 

Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli zabiera ci płaszcz, nie broń mu i szaty. – Nie ma to nic wspólnego z przykazaniami. Tak może mówić tylko ktoś, kto doświadczył jedności ze wszystkimi istotami. Albowiem doświadczył on, że drugi nie istnieje. On daje swoją szatę samemu sobie, swój płaszcz samemu sobie.

 

Jak bardziej stać się człowiekiem? Jak przełamać granice zawężającej indywidualności? Jezus pokazuje nam to na przykładach. Tylko taka miłość może nadstawić drugi policzek, tylko ona może oddać też szatę, gdy żądają płaszcza. Jeśli ta postawa brałaby się z dobrego wychowania lub z nakazów „powinieneś” i „musisz”, nie byłaby prawdziwa. Prawdziwa miłość nie może inaczej, ponieważ doświadcza jedności życia i sobie wyrządziłaby zło, które uczyniłaby drugiemu.

 

Miłość ta obejmuje też przeciwników i wrogów. Talibów, ben Ladena i rannych żołnierzy, zhańbione kobiety i głodujące dzieci. Obejmuje bezradnego prezydenta i ofiary zamachu na Światowe Centrum Handlu. Ale jest ona czymś zupełnie innym niż sentymentalne współczucie, jest ona samą praprzyczyną. A ta praprzyczyna jest miłością.

 

Jak wyraża się ta miłość? Wiemy dziś, że świadomość wytwarza a-kauzalną energię, która wywołuje procesy fizyczne i psychiczne i steruje nimi. Innymi słowy: Niematerialne pola mogą uruchomić w ludzkim mózgu i w ciele procesy cielesne. Jeszcze dobitniej: Emocje i myśli mogą się materializować. Biologia molekularna twierdzi, że emocje rozchodzą się po ciele i mogą czynić je chorym albo zdrowym. Nienawiść i agresja zaczynają się w naszych sercach. Czynią nas i ludzką wspólnotę chorymi.

 

Dobre życzenia, życzliwość i miłość kreują pomocne, leczące, porządkujące pola. Modlitwy są dobrymi życzeniami. Działają one nie dlatego, że tam, gdzieś wysoko, Bóg coś daje, ponieważ ktoś zmówił trzy zdrowaśki. Działają, ponieważ Pierwsza Rzeczywistość, Bóg, umieścił tę siłę w podstawowej strukturze ewolucji.

 

Kto nie umie przekroczyć siebie, swego osobistego ograniczenia, kto nie potrafi otworzyć się na drugiego, zachowuje się niezgodnie z ewolucją i w sposób chory. Podstawową strukturą kosmosu jest samotranscendencja. Fizyk Jean E. Charón nie bał się nazwać tego „miłością”. Miłość jest podstawową strukturą ewolucji. Nasze społeczeństwo jest chore na narcyzm. Nie potrafi się otworzyć na jednię i na całość. Nie zachowuje się już zgodnie z ewolucją. Tu leży przyczyna terroru i wojny.

 

Co możemy temu przeciwstawić? Jestem głęboko przekonany, że rewolucja czy terror nie zaczynają się na barykadach. Nie zaczynają się od bomb, lecz w polu energii, które kreujemy naszą nienawiścią i naszą agresją. I odwrotnie. Terror, nienawiść i agresję możemy usunąć ze świata tylko dzięki polom pokoju i miłości. Mówię tu o modlitwie i dobrych życzeniach, pokojowych myślach i pojednawczym języku. Zmiana świata nie zaczyna się od ustaw, a już na pewno nie na wojnie. Zaczyna się w naszym wnętrzu. Pustelnicy wiedzieli o tym zawsze. Kontemplacja pokazuje nam to nieustannie: „Nie siedzisz sam”. Zawsze siedzi z tobą cały kosmos. R. Sheldrake mówi o efekcie motyla, który polega na tym, że uderzenie motylich skrzydeł w Chinach może spowodować burzę na Karaibach. Na poduszce do medytacji także wzbudzasz efekt motyla, wzbudzasz go w swoich myślach i uczuciach.

 

Wielokrotnie mówiłem o tym, że kobiece siły, które w ostatnich stuleciach w procesie hominizacji uległy zatraceniu, muszą zostać uaktywnione. Nie zostaną jednak, jeśli nie obudzimy w sobie tych prasił: opiekuńczości, troskliwości, intuicji, współczucia, otwartości, wyrozumiałości, naoczności, wrażliwości, oddania i miłości.

 

Miłość czyni nas ludźmi. Jesteśmy odpowiedzialni za to, co wypromieniowujemy. Zawsze coś emanujemy: życzliwość, współczucie, niechęć, nienawiść. Miłość nie zaczyna się od słów ani od uścisku, lecz od naszych myśli i uczuć. – Kto kocha, jest jak Bóg, powiada św. Jan Ewangelista. Albowiem Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim (1 J, 4,16). Kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga (1 J, 4,7).

Würzburg
St. Stephan, 25.11.2001


Zagłada świata,

czyli zawalenie się Światowego Centrum Handlu

 

Pewien mnich zapytał Daizui: „Gdy cały wszechświat zostanie zniszczony w płomieniach kalpy, czy wówczas ONO przeminie czy nie?”. „Przeminie” – odpowiedział Daizui. Mnich pytał dalej: „Czy ONO przeminie razem ze wszystkim?”. „Pójdzie z resztą i przeminie” – odpowiedział Daizui.

Pewien mnich zapytał Ryuzai: „Gdy cały wszechświat zostanie zniszczony w płomieniach kalpy, czy wówczas ONO przeminie czy nie?”. „Nie przeminie” – odpowiedział Ryuzai. Mnich pytał dalej: „Dlaczego ONO nie przeminie?”. Ryuzai odpowiedział: „Ponieważ ONO jest tym samym, co wszechświat”.

 

Przełożone na język chrześcijaństwa pytanie zawarte w 29. koanie ze zbioru „Hekigan” brzmi następująco: Gdy świat zginie, czy wtedy Bóg także zginie? Odpowiedź brzmi: ON również zginie!

 

Gdy zawaliły się dwie wieże w Nowym Jorku, były tylko krzyk, chaos, płacz i strach. Co to ma wspólnego z tym koanem? Zen nigdy nie mówi o przyszłości. Zen mówi o chwili, o teraz. Nie chodzi o to, co ma być dalej. Chodzi o tę chwilę. Żadnych widoków na niebo, żadnych ponownych narodzin, żadnej zemsty. Zamach terrorystyczny jest tak samo manifestacją Jedni jak to, co brzemienne nadzieją. Dlatego zen radzi nam ćwiczyć na naszej poduszce, radzi żyć chwila po chwili naszym życiem. Nikt i nic nie może wypaść z Jedni, ani zawalenie się wież, ani czyn terrorystów.

 

Zmierzch i zagłada, wschód i początek, to nie ma nic wspólnego z dobrem ani ze złem. Teraz ONO jest zmierzchem. Jednia jest zmierzchem. Ale zmierzch nie oznacza tutaj unicestwienia. ONO nie może zostać unicestwione. ONO jest także tym, co nazywamy unicestwieniem. Zmierzch jest jednocześnie wschodem, powstaniem, początkiem. To pociecha dla nas. ONO jest też naszym osobistym unicestwieniem, naszym zmierzchem. Nic nie może zostać unicestwione, nic nie może zniknąć. To pociecha dla nas. „Ponownie rodzi się wciąż tylko Pan!” – powiada Gitta. Dlaczego więc mamy się martwić o czas po śmierci? Powracać wciąż będzie tylko Jednia, Boskość, Brahman, Allah.

 

Pytanie, które stawia mnich (uczeń), pochodzi ze świadomości racjonalnej. Racjonalna świadomość może sobie wyobrazić Jednię tylko jako oddzieloną od wszystkiego. Jak gdyby Jednia siedziała poza światem i oglądała jego zagładę jak film, by potem stworzyć jakiś nowy świat. Zmierzchanie i wschodzenie to zasada strukturalna Jedni, którą my, ludzie Zachodu, zwykliśmy nazywać Bogiem. ONO objawia się jako zmierzch i wschód, jako przychodzenie i odchodzenie, jako narodziny i umieranie. ONO jest zmierzchem i wschodem. ONO zmierzcha i w zmierzchu jest już zawarty wschód. Całe galaktyki przychodzą i znów znikają. Czymże są obie wieże World Trade Centre w porównaniu z tym?

 

Gdy mistrz w koanie powiada: ONO (Bóg) znika z całą resztą, znaczy to: Jednia jest zmierzchem świata. Bóg i świat nie są oddzieleni. Gdy świat zmierzcha, zmierzcha też Bóg. Ale to jest dla nas mylące, mistrz nie ma bowiem na myśli, że Pierwsza Rzeczywistość wtedy zniknie. On ma na myśli to, że Pierwsza Rzeczywistość spełnia się we wszystkim, co jest. Powstaje ona jako kosmos, rozwija się jako kosmos, mija jako kosmos i powraca jako kosmos. Bóg jest siłą formującą w każdej formie, kształcie, postaci. Bóg nigdy nie jest bez formy. Bóg jest w stałej inkarnacji. Ta prarzeczywistość, którą Jezus nazwał ojcem, przyjmuje formę jako logos, tzn. staje się formą jako kwiat, jako zwierzę, jako galaktyka, jako kosmos, jako człowiek, jako Ja. Staje się formą jako wszystko, co ma formę. W każdej formie Bóg jest cały. Tak jak był formą w Jezusie, jest formą w tym chlebie i w tym winie, w tych kwiatach i w każdym z nas, ludzi.

 

Eckhart sformułował to tak: „Kto tak ma Boga (tj.) w Jego realnym byciu, ten ujmuje Boga w sposób boski i temu Bóg jaśnieje we wszystkich rzeczach; albowiem wszystkie rzeczy smakują mu Bogiem i we wszystkich rzeczach jawi mu się obraz Boga. W nim Bóg błyszczy zawsze, w nim dokonuje się uwalniające odwrócenie się [od świata] i odciśnięcie w nim [obrazu] ukochanego, obecnego [w nim] Boga.” (Mowy pouczające 6)

 

Również upadek świata smakuje Bogiem. To, co wieczne, nie zna narodzin ani umierania. To, co wieczne, jest też naszą prawdziwą egzystencją. Również dla nas nie ma narodzin ani umierania. Wszystkie religie mówią o wiele za dużo o przemijaniu i o umieraniu, a za mało o powstawaniu.

 

Ostatecznie nie ma żadnego zmierzchu. Zmierzch jest przejściem do innej formy istnienia. Zmierzch jednego gatunku oznacza przeżycie innego gatunku – i to nie w sensie przetrwania ego, lecz w sensie dalszego istnienia naszej prawdziwej tożsamości. Gdy tancerz kończy jakiś krok i robi nowy, to nie jest kres tańca. To jest kontynuacja tańca. Bóg tańczy swoje stworzenie. On jest jednocześnie tancerzem i tańcem. Również my jesteśmy tancerzami i tańcem. Gdy skrzypek gra następny ton, to nie jest to kres melodii, lecz kontynuacja muzyki.

 

Bóg powstaje w drzewie jako drzewo, w człowieku jako człowiek i w galaktyce jako galaktyka. W zmierzchu jako zmierzch. I stąd zmierzch w gruncie rzeczy jest wschodem, początkiem, jest spełnieniem Boga, jest ewolucją Boga. Bóg objawia się również jako cierpienie i umieranie. Rodzenie i umieranie jest strukturą Boga. Nie ma zmierzchu świata, jest tylko boskie rodzenie-siebie-samego w przychodzeniu i odchodzeniu. A przemijanie jest tak samo znaczące jak ponowne przychodzenie. Nie tylko powstawanie, ale zmierzchanie jest pulsem Boga.

 

Naszym problemem nie jest umieranie, lecz nasze przywiązanie do określonej formy, do formy, którą mamy teraz. Każda forma ma swoje niepowtarzalne znaczenie. Taki jaki jestem, stanowię manifestację rzeczywistości Boga. Moje rzeczywiste zadanie polega na byciu człowiekiem. Byciu człowiekiem ze wszystkimi możliwościami. Na tym polega niepowtarzalna wypowiedź Boga – wszystko jedno, czy znów powstanę i jako co znów powstanę. W każdej możliwej formie jestem formą Boga. Dlatego akceptuję moją formę i celebruję ją jak liturgię. Celebrowanie tego mojego życia – to jest prawdziwa liturgia.

 

O to, skąd świat przychodzi i dokąd zmierza, pyta intelekt, który nie potrafi myśleć poza przestrzenią i czasem. Boskiej prazasady nie można przeoczyć. Ona zawsze była obecna. Dlatego temat ponownych narodzin mnie nie interesuje. Ponownie rodzi się zawsze tylko Bóg. Dlaczego mam się bać?

 

To jest punkt widzenia zen i, śmiem twierdzić, wszelkiej mistyki. Jest on rzeczywiście bardzo odmienny od europejskiego sposobu widzenia świata. W zen i w każdej mistyce świat nie rozpada się na doby i zły, na teraz i potem. Dlatego zen widzi zło i terror na świecie. Żądza i nienawiść nie mają nic wspólnego z wolną wolą. Są skutkiem zaślepienia. Cierpienie i zło pochodzą z braku poznania. Cierpieć może tylko ego. Kto głębiej dotrze do Jedni, pozna, że również to, co my nazywamy złem i cierpieniem, dokonuje się jako Jednia.

 

Naturalnie, że buntuje się w nas wszystko. I natychmiast pytamy, kto jest winny. Trzeba go ukarać! Uważamy się za lepszych. Inni są źli. Tak, musimy szukać winnych. My jesteśmy wspólnotą i jednostka ma się nam podporządkować. Ale gdy naprawdę uczciwie poszukamy, trafimy na samych siebie i znajdziemy nasz udział w tym, co się stało. Nasz udział w terrorze jest przynajmniej tak duży, jak udział wyzyskiwanych narodów arabskich. Ale dziś nie o tym chciałem mówić. Chodzi mi o to, co istotne, o to, co pierwotne.

 

Teistyczne religie widzą ten świat jako pole bitwy między dobrem a złem. U kresu czasu zwycięży dobro, a zło zostanie ukarane. Islam w tym punkcie nie różni się od pozostałych religii. Również on ma rysy eschatologiczne. Podbicie Zachodu, zwane dżihadem, wiąże się ściśle z apokaliptycznymi wyobrażeniami: „Spójrz, zostałem posłany (przez Boga) z mieczem, aż godzina (sądu ostatecznego) nadejdzie, a moje codzienne życie postawione zostało w cieniu miecza. Poniżenie i hańba tym, którzy są przeciw mojej sprawie.”

 

Z żądzy, nienawiści i zaślepienia bierze się terror po obu stronach. Żądza prowadzi do zawiści i nienawiści, zaślepienie czyni łapczywym. Nienawiść oślepia. Także w obecnym konflikcie te trzy rzeczy odgrywają ważną rolę. Żądza ropy i bogactwa prowadzi do wyzysku, a tym samym do nienawiści, terroru i obwiniania innych jako wielkich złoczyńców. W zen chodzi o to, by odkryć w sobie żądzę, nienawiść i zaślepienie. Nasze własne zaślepienie, które tak często domaga się zemsty, nie wywołuje niczego innego niż nienawiść i żądzę po drugiej stronie.

 

W gruncie rzeczy miłość jest sercem wszystkich religii. Rumi powiada: „Bezinteresowny (kto zapomniał o sobie) stał się zwierciadłem: Nic nie ma prócz odbicia twarzy drugiego. Jeśli naplujesz na nią, to plujesz w swoją twarz; i gdy uderzysz lustro, uderzysz siebie samego; i jeśli widzisz brzydkie oblicze w lustrze, to jesteś ty; a jeśli widzisz Jezusa i Maryję, to jesteś ty.”

 

Co to oznacza dla nas, po tym strasznym wydarzeniu w Nowym Jorku? Jeśli uderzysz Osamę ben Ladena, uderzysz siebie samego. A jeśli naplujesz na talibów, sam naplujesz sobie w twarz. Musimy pójść dalej: Ty cierpisz w ofiarach i w ich bliskich.

 

Kim jest ów Jeden? Mistrz Hoen z Tôzanu powiada w koanie 45 ze zbioru „Mumonkan”: „Nawet Siakjamuni i Majtreja służą Jednemu. Powiedz mi, kim jest ów Jeden”. Wszyscy służymy Jednemu. W wierszu do tego koanu czytamy: „Łuku cudzego nie napinaj. Konia cudzego nie dosiadaj. Cudzych błędów nie wytykaj, sprawami cudzymi się nie zajmuj.” My wszyscy napinamy zawsze tylko jeden łuk i dosiadamy zawsze jednego konia. Jest tylko jeden łuk, jeden koń, tylko jedno życie, które nas wszystkich łączy. I gdy mówimy o cudzych błędach, wówczas mówimy o sobie.

 

Na tym doświadczeniu jedności opiera się to, co nazywamy prawdziwą miłością. Jak długo miłość pozostaje przykazaniem, tak długo jest powierzchowna. Jak długo miłość jest miłością do drugiego, tak długo czujemy niedosyt. Dopiero gdy doświadczymy, że między moje a twoje, między mną a tobą nie ma granicy, lecz że jesteśmy Jednią, dochodzimy tam, gdzie miłość staje się agape. Wszyscy służymy jednemu: Siakjamuni Budda, Majtreja, Jezus, ty i ja. Jest tylko Jeden, któremu możemy służyć.

 

Można by zacytować tu wiele miejsc z Nowego Testamentu: „Co uczyniliście jednemu z najmniejszych moich braci, mnieście uczynili”. „Miłuj swego bliźniego jak siebie samego”. „Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli zabiera ci płaszcz, nie broń mu i szaty”.

 

Kto doświadcza życia w rzeczach i w sobie, nie może drugiemu wyrządzić krzywdy. Poważa wszystko, co żyje. Moralista podniesie groźnie palec i powie: „Tacy musicie się stać!”. Nie musimy, bo jesteśmy. Thomas Merton wyraził to kiedyś tak: „Nagle było mi tak, jakbym zobaczył tajemne piękno serca, głębię, gdzie ani grzech, ani żądza nie dochodzą, jakbym zobaczył stworzenie takim, jakim ono jest w oczach Boga. Gdyby się oni tylko sami mogli widzieć takimi, jakimi są, gdybyśmy się wzajemnie mogli widzieć w ten sposób, wtedy nie byłoby powodu do wojny, nienawiści, okrucieństwa... Myślę, że jedynym problemem wtedy byłoby, że padalibyśmy na kolana, by sobie wzajemnie oddawać cześć.”

 

Brzmi to trochę górnolotnie. Sugeruje, że ukryte jest w nas coś specjalnego, co powinniśmy czcić. To jednak odnosi się do wszystkich i do każdego. Wszystko jest święte! Świętym nie można się stać. Świętym nie można się zrobić. Święte jest wszystko – z gruntu.

 

Wiedzą o tym Sintoiści i animiści. Świetnie wyraża to mowa indiańskiego wodza z Seattle. Jest ona, co prawda, fikcją, ale z tego powodu nie jest mniej prawdziwa: „Musicie sobie to przypomnieć i nauczyć wasze dzieci: Rzeki są waszymi braćmi – i musicie od tej chwili dawać rzekom wasze dobro... Ziemia jest święta... Wszystkie rzeczy mają ten sam oddech – zwierzę, drzewo, człowiek... Widziałem tysiące zabitych bawołów, porzuconych przez białego człowieka – zastrzelonych z przejeżdżającego pociągu. Nie rozumiem, dlaczego dymiący stalowy rumak ma być ważniejszy niż bawół”.

 

Indianie, a także nasi przodkowie, przepraszali drzewa i zwierzęta, gdy musieli odebrać im życie, by przeżyć. Musimy odbierać życie, by przeżyć. Taka jest struktura kosmosu, że mniej rozwinięte muszą służyć wyżej rozwiniętym. Ale chodzi o sposób, w jaki to robimy. O to, czy przyświeca nam cześć należna życiu. Mistyczna świadomość doświadcza ludzi i rzeczy jako doskonałych, takich jakimi one są. Również to, co my, ludzie, nazywamy złym, świeci w ten sposób i jest godne czci.

 

Świętość została wbudowana w życie. Nie można dzielić życia na święte i nieświęte. Ale nasz intelekt tego nie pojmuje, ponieważ nie potrafi zrozumieć, że prawdziwa miłość nie ma nic wspólnego z moralnością, z „powinieneś” i „musisz”. Miłość rozpoznaje rzekomo złe jako własne zło. W tym, co przeciwne i biegunowe dostrzega dynamikę życia. Nie musi już mieć doskonałych rodziców, perfekcyjnie mądrych nauczycieli, doskonałej rodziny, doskonałego państwa i doskonałego kościoła. Pojęła, że wszystko zawiera swoje przeciwieństwo. Jak długo miłość bliźniego pozostaje przykazaniem, tak długo nie będzie pokoju ani harmonii na naszej planecie.

 

Nasza świadomość ego rozwinęła się w egocentryzm, który może oznaczać zmierzch gatunku Homo sapiens. Chyba że nasza świadomość rozwinie się on w porę w kierunku świadomości kosmicznej. Egocentryzm jest jak komórka rakowa. Zjada wszystkie inne komórki, a w końcu sama ginie.

 

Miłość jest magna charta każdej religii. Miłość powinna być znakiem rozpoznawczym wyznawców każdej religii. „Spójrzcie, jak oni się wzajemnie miłują” – tak mówiono o pierwszych chrześcijanach. Psychologia uczy nas, że brak miłości jest główną chorobą naszych czasów. Potwierdzają to doświadczenia klinik psychosomatycznych. Jeśli ktoś nie był kochany jako dziecko, temu grozi choroba psychiczna. Miłość czyni nas ludźmi. Jesteśmy odpowiedzialni za to, co z nas emanuje: życzliwość, niechęć, nienawiść, współczucie, miłość. Miłość zaczyna się w naszych myślach i uczuciach. To dla nas cudowna szansa.

 

Nauki przyrodnicze mówią o polach, wewnętrznie związanych płaszczyznach, organizowanych przez a-kauzalane siły. Pola te różnią się od pól elektrycznych i magnetycznych. Istnieją poza czasem i poza przestrzenią, wywierają wpływ na psychikę i emocję. Pola te są formującą siłą natury. Proces fizyczno-chemiczny sprawia, że z jaja nie powstaje znów jajo, lecz człowiek. Ale proces ten jest sterowany przez pole. Jesteśmy częścią całości, w której każdy z każdym pozostaje w relacji. Zmiana jednej części pociąga za sobą zmianę wszystkiego i to nie tylko na płaszczyźnie fizycznej, lecz również na płaszczyźnie duchowej.

 

Kosmos jest wszechprzenikającym i wiążącym polem. Energia i duch jednoczą się jako pole w człowieku. Gdy człowiek umiera, pole się rozdziela. Kosmos to rozumny twór, a materia to tylko instrument uniwersalnego ducha. Pole ma morficzny rezonans. Jeśli coś powtarzane jest dostatecznie często, wtedy  tworzą się (nawet bardzo daleko) podobne pola. Każdy gatunek zdaje się mieć własne pole morfogenetyczne. Każdy przedstawiciel gatunku wnosi swój wkład do tego pola. Każdy może stamtąd czerpać energię. Postrzegamy w danej sytuacji więcej, niż postrzegają nasze zmysły. Pola spotykają się niejako i integrują. Pola są zaraźliwe (euforia, histeria zbiorowa). Gdy z żołędzia powstaje dąb, to nie za sprawą chemicznych procesów, lecz za sprawą tzw. atraktorów. Pole tworzy formę. Pole nie jest ciałem, ciało jest w duszy. Zmiana dokonuje się nie poprzez rewolucję, lecz poprzez to, co poprzedza rewolucję w rezonansie pola. To jest prawo natury na wyższym poziomie. Innymi słowy: Kto kocha, ten zmienia świat. Kto jest obecny z życzliwością, kreuje pomocne, lecznicze i porządkujące pole. Informacje mogą być przenoszone przez a-kauzalne pola. Te pola działają na kolektywnego ducha społeczeństwa. Może powinniśmy najpierw zbudować pole miłości, zanim pośpieszymy z pomocą lub pójdziemy na demonstrację.

 

Stary obraz świata zużył się. Kosmos nie jest przede wszystkim materialny, jest potężnym polem, które wyraża się w wielu formach i istotach. Materia nie składa się z małych kawałków stałej materii, które są jak malutkie kule bilardowe. Atomy dziś pojmujemy jako kompleksowe struktury aktywne, jako wzór drgań energii w polach. Pola składają się nie z materii, lecz materia składa się z pól i związanej z nimi energii. Filozof nauki, sir Karl Popper, powiedział: „Materializm dzięki współczesnej fizyce sam siebie transcendował”.

 

Miłość jest zasadą budowy kosmosu. Kto nie umie kochać, nie umie się otworzyć, nie może wejść w wymianę z innymi. Nie rośnie. Jean E. Charón, francuski fizyk i noblista, odkrył, że subatomowe cząstki są ze sobą powiązane. Z nich rozwijają się wyższe formy życia. Miłość jest warunkiem wzrostu i dojrzewania. Kto nie uczestniczy w miłosnej wymianie, nie może rosnąć. Kto kocha, ten przyjmuje. Miłość jest jak okrzyk powracający echem. Miłość uzdrawia. Miłość pomaga dużo bardziej niż wszystkie inne środki. Miłość jest najlepszym lekarstwem, nie tylko w sensie przenośnym.

 

Niezrealizowana miłość prowadzi do choroby. Miłość musi zostać spożytkowana. Miłość może też prowadzić do narcyzmu. Narcyz tak był w sobie zakochany, że wciąż musiał patrzeć na swoje oblicze odbite w wodzie. Nie był zdolny wejść w relacje z innymi ludźmi. Zginął z powodu zatamowanej miłości. Prawdopodobnie był ofiarą braku zainteresowania.

 

Liczy się tylko miłość. To, z czym zostajemy u kresu życia, to nie nasze dokonania i dzieła. Będziemy musieli przede wszystkim postawić sobie pytanie, ile kochaliśmy. Nikt nie zapyta, czy jesteśmy katolikami czy ewangelikami, czy też kimś innym. Postawione zostanie pytanie, ile kochaliśmy. To jest posłanie wszystkich religii. Kto kocha, jest jak Bóg. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim (1 J, 4,16). Kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga (1 J, 4,7).

 

Niektóre ugrupowania religijne uważają swoje poglądy za jedynie słuszne. O nich Idries Shah powiada: „Zanim nie rozsypią się szkoła i minaret, nasze święte dzieło się nie skończy. Dopóki wiara nie stanie się odrzuceniem, a odrzucenie wiarą, nie ma prawdziwego muzułmanina”.

 

A Rumi pisze: „Wino jest jedno, zmienia się tylko butelka. Jak pięknie durzy nas to wino tak jasne!”. Rumi powiada też: „Spojrzałem w moje własne serce. Tam go ujrzałem. Nie ma go na żadnym innym miejscu”.

 

W Nowym Testamencie Jezus powiada do Samarytanki: Nadchodzi jednak godzina, nawet już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli szuka Ojciec. Bóg jest duchem; trzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie”. (J 4,23 n.)

 

Każdy z nas jest zupełnie indywidualnym uformowaniem tego oceanu pustki, zupełnie indywidualną falą. Od dziecka jesteśmy zwodzeni i dlatego mówimy: Urodziłem się. Właściwie powinniśmy mówić: ONO urodziło się jako ja. ONO jest w nas i w każdej strukturze, w każdej rozpoznawalnej formie. Zen nazywa to realizacją rzeczywistości. Z doświadczenia jedności biorą się współczucie, miłość do wszystkich istot. To nie jest miłość do ty. To jest taka miłość, jaką mam do mojej nogi lub mojego oka. Mogę powiedzieć: Kocham moje oko, kocham moją nogę. Ale słowo kocham tutaj nie pasuje. Ja przecież jestem moją nogą, ja jestem moim okiem. Po głębokim mistycznym doświadczeniu nie powiem już: Kocham ciebie. Granice między mną a drugim znikają. Ja doświadczam siebie jako jednego z żukiem i jako jednego z nieprzyjacielem. Nie mogłam rozdeptać żuka, rozdeptałabym siebie – powiedziała mi pewna kobieta.

 

Zen i każda mistyka mają dwa filary: Mądrość oraz współczucie. W chrześcijaństwie powiadamy: Mądrość i agape. Nie ma rzeczywistej miłości bez doświadczenia jedności ani rzeczywistego poznania bez miłości. Mogą one występować tylko razem. Może to jest największe niebezpieczeństwo dla naszego gatunku, że łamiemy prawa ewolucji. Podstawową strukturą ewolucji jest samotranscendencja. Samotranscendencja uniwersum.

 

Wyjaśnię na przykładzie holonu. Holon jest z jednej strony całością, a z drugiej częścią czegoś innego. Np. atom jest częścią molekuły, molekuła jest częścią komórki, komórka jest częścią organizmu. Nic nie jest wyłącznie częścią lub wyłącznie całością. Holon jest jak oczko w sieci. Oczko jest jednością, ale może istnieć tylko razem z innymi. Holon musi zachować swoją tożsamość, w przeciwnym razie zniknie, musi jednak zachować także swoja więź z całością.

 

Uniwersum dąży do samotranscendencji. Samotranscendencja nie zatrzymuje się na tym, co materialne. Tworzy także holony, w których zasadą porządkującą jest duch. Nowe holony, w których świadomość będzie ewoluować, a ludzkość doświadczy siebie jako jedności. Charón nazywa tę dążność „finalnością atomu”. Jest to finalność, która stale dąży do czegoś większego, nie zaś finalność, która oznacza koniec i kres. Charón nie boi się nazwać tej finalności miłością. Miłość to podstawowa zasada uniwersum. Miłość nie jako nakaz, lecz jako doświadczenie jedności. Kto nie umie się otworzyć na drugiego, działa niezgodnie z ewolucją. Kto zamyka się na samotranscendencję, ten ginie.

 

Jami, suficki mistyk, wyraża to tak: „Gdy ktoś wchodzi do miasta miłości, znajduje tam miejsce tylko dla jednego”. Tam nie ma słowa „ja”. Tam jest tylko słowo „my” albo, jeszcze lepiej, słowo „jedno”. „Im głębsze moje doświadczenie, tym większe moje współczucie”. Doświadczenie jedności pociąga za sobą stosowne zachowanie wobec wszystkich istot. Oko nie mówi do nogi: Kocham cię. Należą one do siebie i troszczą się o siebie wzajemnie. Grzech jest odmową samotranscendencji, tzn. odmową przekroczenia ego. Staniemy się niezdolni do życia, jeśli nasz egocentryzm będzie nadal postępował. Intelekt jest ważnym stopniem w rozwoju gatunku Homo sapiens. Ale jego przerost jest groźny jak mnożące się komórki rakowe, które rujnują cały organizm.

 

Dlatego nasze ćwiczenie jest dziełem dla pokoju, pracą na rzecz rozwoju dla nas i dla ludzkości. Nie ma w tym, co mówię, poczucia wyższości ani arogancji. Taki sens ma ślubowanie: „Czujące istoty są niezliczone, ślubuję je wszystkie wyzwolić”. To nie ma nic wspólnego z nawracaniem, kazaniami, lecz z doświadczeniem. Gdy doświadczam, kim i czym jestem rzeczywiście, doświadczam jedności. Moje zachowanie oddziałuje na wszystkich. Należymy do siebie, jak fale oceanu, jak oczka jednej sieci.

3.10.2001

 

Tekst pochodzi ze strony:   Kontemplacja.pl


 

Powrót biblioteka

 

  Strona Główna  | Zdrowie psychiczne  | Zdrowie fizyczne  | Religia i duchowość  | medytacja Zen  | Dzogczen  | Tantra  | Seksualność 
Kursy
  | Konsultacje  | Uzdrawianie Qi | Qi Gong | Glosariusz  | Biblioteka  | Linki - Katalog Stron  | Kontakt 

Góra Strony